Stale zmieniające się kaprysy mody i ciągła gonitwa za tym, co nowe i bardziej wyszukane, sprawiają, że trwałość przedmiotów codziennego użytku kurczy się i traci na znaczeniu – coś, co obecnie pachnie nowością i pomysłowością wykorzystania, w chwilę później zajmuje honorowe miejsce na najbliższym wysypisku śmieci. A przecież wiele z tych produktów zasługuje na kolejną szansę.
STARE, CZYLI NOWE
W popularnej publikacji Cradle to Cradle: Remaking the Way We Make Things, autorstwa Williama McDonougha i Michaela Braungarta, o zjawisku upcyklingu mówi się jako o ewolucji, a zarazem rewolucji w recyklingu: ponownie wykorzystując zużytkowane materiały, nie tylko ograniczamy procent odpadów i ilość surowców wykorzystanych w pierwotnej produkcji, ale, w przeciwieństwie do obniżającego jakość przetwarzanych surowców downcyklingu, wydajemy też produkty jakościowo wyższe od ich materiałów źródłowych, efektowniejsze, atrakcyjniejsze wizualnie, mniej uległe społecznym konwencjom. Pospolite, czysto funkcjonalne bibeloty, których kresem drogi miało być chwytanie się śmietnika, zamienią się w przedmioty brylujące później w zabytkowych i specjalistycznych sklepach, na wystawach i w muzeach awangardy. Przykładowo: stara, zużyta, zaniedbana drabina nie straci swojego właściwego budulca, zmianie ulegną z kolei jej wartość i zastosowanie. Tej twórczej „przedłużalni” istnienia zużytkowanych przedmiotów możemy nadać różne role i motywacje, wcielić ją w postać strażnika biosfery, innym razem znaleźć dla niej spełnienie w uwalnianiu artystycznych dążeń. Fenomen upcyklingu pozwoli połączyć te zróżnicowane ambicje.
POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
Choć termin ukuto stosunkowo niedawno, bo w 1994 roku (autorem był Reiner Pilz), zjawisko upcyklingu miało swoje dni na kartach historii. Niektóre przykłady wykorzystywania rzeczy z odzysku pochodzą jeszcze z lat 30. i 40. ubiegłego wieku, kiedy społeczeństwa żyły w obniżonych warunkach społeczno-ekonomicznych. W tej epoce ostrożnego gospodarowania zasobami przedmioty codziennego użytku podlegały cyklom nieustannych przemian – stare drzwi odnawiały się w postaci kuchennego stołu, z desek wyrastały rzędy krzeseł itd.
Sztuka przerabiania wysłużonych rzeczy na nowe, często bardziej witalne i efektywniejsze, jest prawdopodobnie równie stara, co sama koncepcja sztuki. Jednym z przełomowych momentów wykorzystania rzeczy z odzysku w sztuce była muszla klozetowa Duchampa. Miało to miejsce w 1917 roku, kiedy upcykling nie był jeszcze traktowany jako autonomiczny ruch ekologiczny. Od tamtego czasu sztuka regularnie czerpie z tego wynalazku – dzisiaj dosłownie każdy może zabawić się w „magika” i ze stołu zrobić łóżko.
COŚ WIĘCEJ NIŻ TREND
Potrzeba gospodarowania surowcami bynajmniej nie jest jedynym powodem, dla którego idea „rozmontowywania” rzeczy i wykorzystywania ich w nowej formie przetrwała tyle czasu. Rosnąca wiedza na temat środowiska naturalnego i zasad jego funkcjonowania pozwoliła uświadomić sobie, jak istotny jest wkład człowieka w jego ochronę, co z kolei przyczyniło się do stopniowego wprowadzania odpowiednich technologii i strategii działań zrównoważonego rozwoju.
O ile spełniający rolę jednej z takich alternatyw recykling do przetwarzania odpadów wymaga pobierania dodatkowych ilości wody i energii, o tyle upcykling idzie krok dalej, proponując korzystniejsze przesłanie: nie ma potrzeby wyciskania drogocennych zasobów energii, by materiałom wyeksploatowanym ponownie nadać formę życia. Minimalizując ilość składowanych odpadów, przyczynimy się do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla i gazu cieplarnianego w atmosferze oraz czynników wpływających na zmiany klimatu i zjawisko globalnego ocieplenia. Obniżanie stężenia tych emisji uważa się za najbardziej proaktywny ze sposobów ochrony naszego środowiska.
Pokrewne myślenie przeniknęło do świata tekstyliów, jako że znaczna część materiałów włókienniczych porzucanych na wysypiskach śmieci ma szansę odrodzić się za sprawą stale udoskonalanych metod odzysku, co pozwoli ograniczyć uprawę bawełny, która wiąże się ze stosowaniem ogromnych ilości środków chemii rolnej i wody, prowadząc nierzadko do wyjałowienia gleby. Mnożą się domy mody, w których ubrania przetwarzane i wzbogacane pod opieką wysokiej jakości usług krawieckich przełamują prądy w modzie, poszerzając ofertę w kreacje kulturowo rozwichrzone, surrealistyczne, umowne.
COŚ Z NICZEGO
Najchętniej podatne na upcyklingową ewolucję wydają się stare szklane butelki i słoiki, nie wymagają bowiem szczególnej inwencji – zmienione w abażury do lamp i żyrandoli przejrzyście wtopią się w klimat pomieszczeń w stylu industrialnym. Także plastik żarliwie poddaje się reformatorskim zabiegom, czego przykładem mogą być kosze z plastikowych butelek i reklamówek, lampy z nakrętek, samochody-zabawki z kolorowych pojemników po płynach do naczyń, a nawet lampiony ogrodowe uzyskane z plastikowych sztućców. Możliwe jest też chociażby wykorzystanie starej, gnijącej drabiny jako półki na książki, co nie tylko spełni praktyczną, użytkową rolę, ale i wykaże nieoczekiwane ambicje przysłużenia się kulturze, zainicjowania z nią subtelnego porozumienia.
Podsumowując – upcykling podpowiada same korzyści:
- ochronę środowiska i redukcję odpadów,
- wskrzeszanie martwych przedmiotów, czyli radość dla naszego portfela,
- twórczy impuls dla indywidualnych sił wyobraźni.
ZRÓB TO SAM!
Upcykling ma w sobie coś z zabawy, z gry w uprawianie swobodnych skojarzeń. Jest jakimś wyzwaniem dla naszej wyobraźni, poganiaczem twórczych możliwości. Ta zabawa pozwoli zużytym, odstawionym na bocznicę rzeczom objawić się w nieznanej dotąd, często paradoksalnej postaci. Jedyną siłą, z której mamy czerpać, jest nasza energia, jedynym ograniczeniem – nasza wyobraźnia.
Na początku jest pomysł. Nim coś wyrzucisz w kąt czy wyślesz na śmietnik, pomyśl, czy aby nie trwonisz własnego kapitału. Użyj wyobraźni. Rozglądając się po domu, spróbuj wytropić przyczajone rupiecie. To może być cokolwiek: opona, gazeta, karton po mleku, walizka, spodnie… – to wystarczy, by rozpędzić machinę upcyklingowej ewolucji. I zafundować sobie odrobinę satysfakcji.
Gabriel Gera